Kopie stykowe. Styki. Kontakty. itp. Po prostu odbitki fotograficzne wykonane
bez użycia powiększalnika. Negatyw dociśnięty bezpośrednio do światłoczułego
materiału. (najczęściej papieru). Właściwie nic szczególnego. W ten prosty
sposób wykonywano fotografie od czasu Talbota.
Rozpowszecnnienie negatywów zwojowych i małoobrazkowych
zmusiło fotografów do użycia powiększalników. Duże nieporęczne aparaty przetrwały
głównie w pracowniach i portretowych atelier. Dostosowano do nich rolkasety
i używano w zakladach fotograficznych właściwie do naszych czasów. Pierwszy
cios przyniosły minilaby Kodaka i Agfy w końcu lat 80-tych XX wieku. Póżniej
pojawiły się Polaroidy do zdjęć dokumentowych. Przełom cyfrowy zakończył
ponad 150 letnią historię aparatów studyjnych. Dziś niekiedy dekorują salony
odwołujące się do swej wielopokoleniowej tradycji i minionej wielkości.
Ze względu na wielkość negatywu ( minimum
4,5x 6cm) kopie stykowe odznaczają się niezwyką jakością. Brak ziarna.
Ostrość konturowa. Głębia tonalną. Wypracowanie szczegółow . Jakość nieosiągalna
filmu zwojowego. . Odkladając, na razie na bok "mistykę kontaktów" można
przyjąć, że kopia stykowej zawsze będzie wyglądała lepiej niż odbitka
z powiększalnika tej samej wielkości. Decytuje o tym "magiczne " zetknięcie,
przyleganie, nagatywu i papieru. Światło nie ulega załamaniu, nie spada
kontrast. Wystarczy nawet bardzo minimalna gęstość negatywu aby uzyskać
wspaniały rezultat.
Mistrzowie gatunku niedowołują prześwietlony
negatyw. Wzrasta pojemność tonalna i ostrość konturowa. Jedyna wada, negatyw
nie nadaje się do wykonywania powiększeń. Wielkoformatowe kamery dodatkowo
zachęcają do wyboru specyficznej estetyki. Czescy fotografowie używają
bardzo pięknej nazwy definiujące praktykę fotograficzną zawążaną do planu
stołu czy okna ( Sudek) .
Zatisi
to coś więcej niż martwa natura i nie do końca kopia stykowa. Coś
pomiedzy jednym i drugim.
To właśnie od naszych południowych sąsiadów
przez Kotlinę Jeleniogórską przyszło zainteresowanie fotografią wielkoformatową
i "kontaktami" Od połowy lat 80-tych XX wieku entuzjaści z Wojtkiem Zawadzkim
na czele nieśli dobrą nowinę w głąb kraju. Pierwsza połowa lat 90-tych
to okres uznania i konsekracji ,ale chyba i schyłek prób szerszego skonsolidowania
nurtu. Na szczęście ten sposób uprawiania fotografii nie upowszcznił się
i nie stał się obowiązującym trendem. Relacja między włożonym wysiłkiem
i tym co powinno przyjść później jako naturalna konsekwencja czyni to
zjęcie absurdalnym. Tylko dla obłąkanych ! Jest to wybitnie samotniczy
sposób bycia w świecie fotografii. Wypracowywane latami doświadczenie
ma charakter idiomatyczny.
B+B 07 08 2013