Od początku lat dziewiędziesiatych przyjeżdżałem
do mojego rodzinnego miasta coraz rzadziej. Na pewno wtedy nie powstały
żadne istotne prace w tym miejscu. Myślałem,że ten rozdział mam już
zamknięty i nie mam tu nic fotograficznego do zrobienia. Do czasu, jak
się później okazało.
Zimą 2003 roku przyjechałem na kilka
dni i jakimś zbiegiem okoliczności miałem ze sobą swój ulubiony aparat
9x12 cm i testowałem nowy wywoływacz pirogalolowy . Powstały pierwsze
zdjęcia Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich na Placu Armii Czerwonej (dziś
Plac Pocztowy). Tak to dość prozaicznie się zaczęło . Trudno dziś
po dziesięciu latach precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie co było głównym
impulsem do fotograficznego powrotu. Prawdopodobnie uzyskałem już
odpowiedni dystans czasowy. Zobaczyłem Trzciankę z innej perspektywy.
Wciąż odczuwam związek z miejscem gdzie się urodziłem i spędziłem
pierwsze dwadzieścia lat mojego życia. Wieloletnia nieobecność dała
mi jednak unikalną możliwość jednoczesnego bycia w środku i na zewnątrz,
Sytuacja idealna dla fotografa. Niestety jest to doświadczenie jednorazowe.
Nie da się tego powielać. To nowe odkrycie trwało kilka lat, może
trzy i skończyło się nagle tak jak zaczęło, bez wyraźnego powodu.
Przyjechałem pewnego razu do T-ki i zrozumiałem, że wzystko już zrobione.
Prześwit został zamknięty. Przy każdej okazji zabierałem swój ulubiony
drewniany aparat i wykonywałem osiem zdjęć. Nie liczyłem ile ich powstało.
Może dwieście , może więcej.
Materiał nie jest, niestety opracowany,
czeka na swój czas. Papier kupiony wprost w wytwórni w Vacu ( ale
to zupełnie inna historia) dostojnie starzeje się i nabiera właściwości.
Glicynowa, brunatna, tonacja ANSCO 130 chyba już przesądzona. Trzeba
zamknąć się tylko w ciemni na jakieś dwa miesiące. ...
B+B 04 08 2013