Ceremonie * ...
Urodzone tuż po wojnie pokolenie fotografów
właściwie przeszło na wcześniejszą emeryturę już kilkanaście lat temu. Pierwszy
cios. 25 lat temu wraz ze zmianą ustroju pojawiały się pierwsze minilaby.
Teraz wystarczyło oddać naświetlony film do wywołania i zamówić odbitki.
Szybko, tanio, porządnie . Ambitniejsi próbowali walczyć. Wywoływali sami.
Po kilku latach ulegli. Cios Drugi. Fotografia cyfrowa. Jeszcze szybciej,
jeszcze taniej. Teraz wystarczyło tylko naświetlić. Po kilku latach już
tylko nieliczni chcieli wykonać odbitki z pliku. Obrazy zaczynają nowe życie,
ukryte w pamięci komputerów i przenośnych urządzeniach magazynujących. Ryzykowne
i niepewne, ale powszechne. I czas na nokaut. Snapshoty. Fotografia żyje
tylko kilka sekund na ekranie smartphona. Obsługa urządzeń stała się intuicyjna.
Kilkuletnie dzieci radzą sobie z tym doskonale. Fotografują wszyscy. Najczęściej
siebie. Wszyscy są szczęśliwi, przez chwilę, nim znikną z ekranu. Większość
"fotografów z urodzenia" nie przetrwała tych zbyt wielu zmian w
stosunkowo krótkim czasie. Trwało to mniej niż jedno pokolenie. Kumulowana
przez kilka pokoleń wiedza i doświadczenie okazują się dziś bezużyteczne.
Cóż po fotografie w cyfrowy czas? Komu potrzebne skomplikowane procedury
wywoływania negatywów, pozytywów, retusze, tonowanie, suszenie, itp.? Cała
fotograficzna wiedza plus nabywane latami doświadczenie i twórcza intuicja.
Nowe technologie na pewnym poziomie też
wymagają wiedzy i umiejętności warsztatowych. Różnica jednak jest bardzo
istotna. W tradycyjnych technologiach fotograficznych opartych na światłoczułości
soli srebra błędy są najczęściej nieodwracalne. Podjętej decyzji nie można
cofnąć. Ilość zmiennych i możliwości różnych rozwiązań wymaga najczęściej
wsparcia osoby bardziej doświadczonej przynajmniej w początkowej fazie
nauki. Dzięki pomocy oszczędzamy czas i drogie materiały. Plik cyfrowy
można szybko, łatwo i bez kosztów obrabiać w nieskończoność. Metodą prób
i błędów można osiągnąć oczekiwany rezultat. Wsparcie i pomoc jest tu
mniej konieczne. Większości wystarcza samokształcenie, fora internetowe
i tutoriale. Wartość pedagogiczna większości z nich jest niestety mocno
dyskusyjna. W świecie przyjaznych technologii nie potrzeba już przewodników
i autorytetów niezbędnych do pokonania oporu materii.
Sam proces fotografowania, wykonywania zdjęć,
nie różni się zasadniczo ze względu na rodzaj użytego nośnika. Po wycofaniu
z produkcji większości profesjonalnych negatywów i diapozytywów można
przyjąć że matryce światłoczułe mają większą czułość, łatwiej o balans
bieli itp. Jednak nie wpływa to na sam proces twórczy, sposób kadrowania,
kompozycję, sam język fotografii. Istotna jest różnica w wytwarzaniu efektu
końcowego, Fotografii-obiektu. O ile w ogóle ma to miejsce. Fotografia
jako sposób rejestracji rzeczywistości stała się bytem wirtualnym. Fotografia-obiekt
to już osobny byt i bliżej mu do rzeźby czy malarstwa z którymi łączy
je materialność substancji. Do czasu zmechanizowania procesu wytwarzania
fotograficznych odbitek fotograf sam decydował o końcowym efekcie swojej
pracy. Jego działania miały charakter od początku do końca integralny.
Ten typ wiedzy przekazywany był adeptom przez kilka pokoleń cechowych
mistrzów, miłośników fotografii, fotoamatorów, wykładowców akademickich
i artystów. W formie szczątkowej dotrwał do dziś. Jest jeszcze kilka miejsc
gdzie wykonuje się fotografie w sposób tradycyjny. Za kilkanaście lat
kiedy odejdą najstarsi praktycy i użytkownicy technologii analogowych
ciągłość tradycji zostanie bezpowrotnie zerwana. Zapewne będą w przyszłości
podejmowane przez młodych zapaleńców próby odtwarzania zabytkowych technologii.
Bez zapewnienia ciągłości tradycji będzie to jednak reanimacja trupa,
jak nauka wymarłego języka. Mokry kolodion to dobry przykład w jak patologiczny
sposób można traktować fotograficzną tradycję bez jej zrozumienia. Popisy
i puste gesty. Post-fotografia. Procesy analogowe to niematerialne dziedzictwo
kultury. Warto dołożyć trochę wysiłku aby ocalić żywą jeszcze tradycję
dla przyszłych pokoleń.
Pozostaje otwarte pytanie o przyszły kształt
pozaszkolnej edukacji fotograficznym. Co będzie kiedy odejdzie na emeryturę
ostatni instruktor fotografii i zamknięta zostanie ostatnia ciemnia. Czy
krótkie kursy obsługi aparatu cyfrowego zastąpią rzetelne i powolne zgłębianie
fotograficznego fachu? Zapoznanie się z cyfrową technologią nie wymaga
wiele czasu, zazwyczaj 30 godzin wystarcza. Kilka prostych recept, ja
używać lampy błyskowej, filtrów, podstawy cyfrowej ciemni, itp. Resztę
załatwią programy graficzne. Zrobienie następnego kroku może być trudne.
Nie ma prostej recepty jak zostać artystą używającym fotografii do tego
by mówić o rzeczach ważnych. Kiedyś następowało to niemal automatycznie.
Przewlekła edukacja sprzyjała przemycaniu między słowami, że fotografia
to coś więcej niż tylko technika zapisu obrazu. Dziś nie ma na to czasu,
brak też wsparcia instytucji. Jakąś w miarę sensowną dyskusję o twórczej
fotografii chyba można prowadzić dopiero na poziomie studiów uniwersyteckich.
Trochę to chyba późno. Przecież fotografują już dzieci i młodzież. To
im potrzebne jest największe wsparcie, sensowna edukacja wizualna. Jeden
Pan Kamil Wnuk nie wystarczy.
* Ta
krótka refleksja stanowi próbę uzupełnienia tekstu wydrukowanego w okolicznościowym
wydawnictwie WBPiCAK w Poznaniu z okazji jutrzejszego przejścia na emeryturą
Pana Króla, naszego mistrza od fotografii.