Nie pamiętam kiedy pierwszy raz widziałem
fotografie Dębów Rogalińskich. Te z pałacowego parku były obowiązkowo umieszczane
w każdym albumie propagującym piękno naszej ojczyzny p.t. "POLEN",
"POLOGNE", "POLAND". czyli: "Lech", "Czech"
i "Rus" musieli mi się wryć w podświadomość już we wczesnej szkole
podstawowej. Były to czasy kiedy w początku lat 70-tych "moczarowcy"
z Grunwaldu próbowali znaleźć legitymizację dla panującego ówczesnie systemu
społeczno- politycznego już w czasach wczesnego średniowiecza odwołując
się do ideii pansłowiańskich. Fotografie z Łęgów Rogalińskich musiały "od
zawsze" pojawiać się choćby na dorocznych Wystawach PTF-u czy wystawach
indywidualnych poznańskich twórców. Niestety fotografią przyrodniczą wtedy
nie interesowałem się zupełnie i nie utrwaliła mi się w pamięci jakaś konkretna
wystawy czy inna prezentacja na ten temat.
Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się,
że był to rok 1984. Wspólnie z p. Królem i bratem Andrzejem wybraliśmy
się do Gniezna na jakąś imprezę fotograficzną ( ...może Dekada Fotografii
?).
Pamiętam było strasznie zimno. Po nocnym powrocie zimnym pociągiem Andrzej
dostał zapalenia płuc i przeleżał z miesiąc w akademickim szpitaliku przy
D.S. Hanka. To właśnie w Gnieznie widziałem po raz pierwszy diaporamę
Janusza Nowackiego o rogalińskich dębach. Zrobiło to na mnie wtedy duże
wrażenie. Jakieś pojęcie o diaporamie już mieliśmy. Nasz instruktor p.
Król zajmował się tym jeszcze w latach 70-tych ale jak przyszliśmy do
niego do pracowni w roku 1980 to znaliśmy to tylko z opowieści . Oryginalne
diaporamy gdzieś przepadły na konkursach w świecie. Pokazywał nam jedynie
pojedyncze slajdy, ale nie miało to takiej formy i takiego rozmachu. (
przenikana, muzyka, itd. ) jak to co widziałem wtedy W Gnieźnie. Niestety
fascynacja tym co zobaczyłem musiała ustąpić pod naporem skrzeczącej rzeczywistości
"Orwellowskiego Roku". Po prostu z perspektywy ucznia Technikum
Samochodowego w Trzciance było to zdecydowanie ponad moje możliwości.
Ale z tego pokazu zachowałem do dziś wspomnienie, że Rogalińskie Łęgi
jest to miejsce wyjątkowe, choć nigdy tam nie byłem, aż do wczoraj.
W mojej pracy starałem się znajdować własne
tematy. Zawsze wydawało mi się, że Łęgi po prostu są już sfotografowane,
czyli zajęte, tak jak Wapno przez Lecha Szymanowskiego, itd. Zatem, trzeba
szukać czegoś innego. Heinz nie musiał mnie specjalnie namawiać na wyprawę.
Zgodziłem się w zasadzie ze względów towarzyskich w myśl zasady, że nie
ważne dokąd się jedzie ale z kim. Bardzo istotnym argumentem były jego
fotografie, które od wielu lat tam wykonywał. A właściwie sposób w jaki
widzi i fotografuje Rogalińskie Łęgi. Pamiętam jak ze dwa lata temu poznałem
Heinza w jego uroczej rezydencji, kiedy obdarował mnie swoimi analogowymi
skarbami. Wtedy zobaczyłem po raz pierwszy jego prace: oryginały, kopie
robocze, czy próbki. Wszystkie dotyczyły jednego tematu: Łęgów! Zaciekawił
mnie ten mono-konkretyzm.Bardziej jednak zastanowiło mnie sposób w jaki
Heinz tworzy
Obraz. Nie były to zdjęcia referencyjne, (dokumentalne)
do jakich przyzwyczaili mnie inni fotografowie zajmujący się tym tematem.
Metafora. Heinz używa dostępnych
mu fotograficznych środków wyrazu aby z tego co widzi zbudować wyobrażenia
o metaforycznej sile wyrazu. Wyobraźnia jest tu najważniejsza. Najpierw
trzeba uważnie wpatrzyć się i z plątaniny konarów wydobyć najpierw kształty
potem znaczenia a na końcu Sens. Symbol.
Z tym przygotowaniem wyruszyliśmy w teren.
Dzień nie był fotograficzny,. Oczekiwania moje raczej też nie takie
nie były. Heinz od razu przejął inicjatywę i rolę przewodnika po swoim
terenie. Skrupulatnie wszystko objaśniał, Czuliśmy, że jest u siebie
,spędził tu wiele czasu i wie o czym mówi, raczej rzadkość w dzisiejszych
czasach. Miałem wrażenie, że włóczymy się po starym cmentarzysku szukając
zapomnianych grobów, które zarosła wysoka trwa. Heinz pokazuje puste
miejsce między stojącymi jeszcze dwoma szkieletami i mówi -tu stał "Szaman"
- . potem szukamy resztek "Klucznika". Czuje się jak członek
komisji badającej nieuchronność przemijania i inne zbrodnie przeciw
ludzkości. Doświadczam to miejsce bardziej poprzez opowieść Heinza o
tym co było i czego już nie ma, a nie jako konkretną przestrzeń czy
potencjalny temat do fotografowania
Podobno nie da się sfotografować czegoś
czego NIE MA (Barthes) choć próby trwają ( n.p. Biegowski. Złożyłem
kiedyś w Mazowieckim Urzędzie Marszałkowskim projekt pt. "Cały
naród odbudowuje swoją Stolicę". Chciałem sfotografować puste miejsca
po synagogach i kościołach ewangelickich rozebranych na Ziemiach Odzyskanych
z których cegłę użyto do odbudowy Warszawy. Grantu nie otrzymałem. Zabrakło
chyba urzędnikom poczucia humoru ). Tak na poważnie to można w tym miejscu
zastanowić się nad siłą a zarazem słabością fotografii. Dokument.
Drzewa których już nie ma trwają nadal na fotografii ,przynajmniej jakiś
czas. Opowieść. Narracja, (literatura) jest w stanie przywołać
sugestywne i konkretne wyobrażenie czegoś dawno i bezpowrotnie minionego.
Post factum fotografia jest już zupełnie
bezradna, czyli hic et nun
Trochę już znużeni, koło południa pod
resztkami dębu nr 291 jemy śniadanie. Biała kiełbasa, łamany razowy
chleb ,pomidory i woda. Atmosfera piknikowa. Heinz, nie zapomniał o
niczym ,jak każdy, doświadczony kierownik wycieczki. Mogę wykonać tylko
jedno zdjęcie. Wybór motywu właściwie nie ma znaczenia. Zdaję się na
przypadek . Naświetlamy, Jest bardzo jasno ( 9,2 EV) trwa to tylko 14
minut. Mamy chwilkę spokoju. Próbuje przekonać Nikodem żeby narysował
" COŚ" w swoim stylu. Jest zmęczony, widać, że nie ma ochoty.
Używa jednak dość ciekawego wykrętu, Mówi,- ja rysuje z wyobraźni- .No
tak, te uschłe drzewa wyglądają dokładnie tak jakby mogły wyglądać na
jego rysunkach bez oglądania ich w naturze, więc może nie ma potrzeby
ich przerysować. Może z fotografią jest tak samo i nie ma potrzeby
przefotografowywać, żeby coś wyglądało na fotografii tak jak w rzeczywistości,
czyli odbicie, odwzorowanie kopia albo "Pencil of Nature".
31 08 2013
Hainz& Niko Dziękuje za wyprawę.
B+B 08 09 2013