STALKER

Metafory i Alegorie




Łęgi rogalińskie Dąb nr 291

Dąb nr 291 , Łęgi Rogalińskie, Fotografia wprost pozytywowa, 1/1, o,O, 40x 50 cm, 29 Aug 2013, 1/1.

W końcu sierpnia wspólnie z Heinzem i Nikodemem wybraliśmy się na Łęgi Rogalińskie. Nigdy wcześniej tam nie byłem. Wiele razy słyszałem o tym miejscu. Widziałem wiele fotografii tam wykonanych. Dla fotografów , chyba nie tylko orientacji przyrodniczej, jest to miejsce wyjątkowe. posiadające własną legendę i mitologię. Dęby Rogalińskie są częścią wielkopolskiej ,czy nawet bardziej precyzyjnie ,poznańskiej tożsamości tak jak Koziołki, HCP, Profesor Stefan Stuligrosz, Tey , itp. Szkolne wycieczki docierają tylko do pałacowego parku. Łęgi to już teren dla wtajemniczonych.
Nie pamiętam kiedy pierwszy raz widziałem fotografie Dębów Rogalińskich. Te z pałacowego parku były obowiązkowo umieszczane w każdym albumie propagującym piękno naszej ojczyzny p.t. "POLEN", "POLOGNE", "POLAND". czyli: "Lech", "Czech" i "Rus" musieli mi się wryć w podświadomość już we wczesnej szkole podstawowej. Były to czasy kiedy w początku lat 70-tych "moczarowcy" z Grunwaldu próbowali znaleźć legitymizację dla panującego ówczesnie systemu społeczno- politycznego już w czasach wczesnego średniowiecza odwołując się do ideii pansłowiańskich. Fotografie z Łęgów Rogalińskich musiały "od zawsze" pojawiać się choćby na dorocznych Wystawach PTF-u czy wystawach indywidualnych poznańskich twórców. Niestety fotografią przyrodniczą wtedy nie interesowałem się zupełnie i nie utrwaliła mi się w pamięci jakaś konkretna wystawy czy inna prezentacja na ten temat.
Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że był to rok 1984. Wspólnie z p. Królem i bratem Andrzejem wybraliśmy się do Gniezna na jakąś imprezę fotograficzną ( ...może Dekada Fotografii…?). Pamiętam było strasznie zimno. Po nocnym powrocie zimnym pociągiem Andrzej dostał zapalenia płuc i przeleżał z miesiąc w akademickim szpitaliku przy D.S. Hanka. To właśnie w Gnieznie widziałem po raz pierwszy diaporamę Janusza Nowackiego o rogalińskich dębach. Zrobiło to na mnie wtedy duże wrażenie. Jakieś pojęcie o diaporamie już mieliśmy. Nasz instruktor p. Król zajmował się tym jeszcze w latach 70-tych ale jak przyszliśmy do niego do pracowni w roku 1980 to znaliśmy to tylko z opowieści . Oryginalne diaporamy gdzieś przepadły na konkursach w świecie. Pokazywał nam jedynie pojedyncze slajdy, ale nie miało to takiej formy i takiego rozmachu. ( przenikana, muzyka, itd. ) jak to co widziałem wtedy W Gnieźnie. Niestety fascynacja tym co zobaczyłem musiała ustąpić pod naporem skrzeczącej rzeczywistości "Orwellowskiego Roku". Po prostu z perspektywy ucznia Technikum Samochodowego w Trzciance było to zdecydowanie ponad moje możliwości. Ale z tego pokazu zachowałem do dziś wspomnienie, że Rogalińskie Łęgi jest to miejsce wyjątkowe, choć nigdy tam nie byłem, aż do wczoraj.
W mojej pracy starałem się znajdować własne tematy. Zawsze wydawało mi się, że Łęgi po prostu są już sfotografowane, czyli zajęte, tak jak Wapno przez Lecha Szymanowskiego, itd. Zatem, trzeba szukać czegoś innego. Heinz nie musiał mnie specjalnie namawiać na wyprawę. Zgodziłem się w zasadzie ze względów towarzyskich w myśl zasady, że nie ważne dokąd się jedzie ale z kim. Bardzo istotnym argumentem były jego fotografie, które od wielu lat tam wykonywał. A właściwie sposób w jaki widzi i fotografuje Rogalińskie Łęgi. Pamiętam jak ze dwa lata temu poznałem Heinza w jego uroczej rezydencji, kiedy obdarował mnie swoimi analogowymi skarbami. Wtedy zobaczyłem po raz pierwszy jego prace: oryginały, kopie robocze, czy próbki. Wszystkie dotyczyły jednego tematu: Łęgów! Zaciekawił mnie ten mono-konkretyzm.Bardziej jednak zastanowiło mnie sposób w jaki Heinz tworzy Obraz. Nie były to zdjęcia referencyjne, (dokumentalne) do jakich przyzwyczaili mnie inni fotografowie zajmujący się tym tematem.
Metafora. Heinz używa dostępnych mu fotograficznych środków wyrazu aby z tego co widzi zbudować wyobrażenia o metaforycznej sile wyrazu. Wyobraźnia jest tu najważniejsza. Najpierw trzeba uważnie wpatrzyć się i z plątaniny konarów wydobyć najpierw kształty potem znaczenia a na końcu Sens. Symbol.
Z tym przygotowaniem wyruszyliśmy w teren. Dzień nie był fotograficzny,. Oczekiwania moje raczej też nie takie nie były. Heinz od razu przejął inicjatywę i rolę przewodnika po swoim terenie. Skrupulatnie wszystko objaśniał, Czuliśmy, że jest u siebie ,spędził tu wiele czasu i wie o czym mówi, raczej rzadkość w dzisiejszych czasach. Miałem wrażenie, że włóczymy się po starym cmentarzysku szukając zapomnianych grobów, które zarosła wysoka trwa. Heinz pokazuje puste miejsce między stojącymi jeszcze dwoma szkieletami i mówi -tu stał "Szaman" - . potem szukamy resztek "Klucznika". Czuje się jak członek komisji badającej nieuchronność przemijania i inne zbrodnie przeciw ludzkości. Doświadczam to miejsce bardziej poprzez opowieść Heinza o tym co było i czego już nie ma, a nie jako konkretną przestrzeń czy potencjalny temat do fotografowania
Podobno nie da się sfotografować czegoś czego NIE MA (Barthes) choć próby trwają ( n.p. Biegowski. Złożyłem kiedyś w Mazowieckim Urzędzie Marszałkowskim projekt pt. "Cały naród odbudowuje swoją Stolicę". Chciałem sfotografować puste miejsca po synagogach i kościołach ewangelickich rozebranych na Ziemiach Odzyskanych z których cegłę użyto do odbudowy Warszawy. Grantu nie otrzymałem. Zabrakło chyba urzędnikom poczucia humoru ). Tak na poważnie to można w tym miejscu zastanowić się nad siłą a zarazem słabością fotografii. Dokument. Drzewa których już nie ma trwają nadal na fotografii ,przynajmniej jakiś czas. Opowieść. Narracja, (literatura) jest w stanie przywołać sugestywne i konkretne wyobrażenie czegoś dawno i bezpowrotnie minionego. Post factum fotografia jest już zupełnie bezradna, czyli hic et nun
Trochę już znużeni, koło południa pod resztkami dębu nr 291 jemy śniadanie. Biała kiełbasa, łamany razowy chleb ,pomidory i woda. Atmosfera piknikowa. Heinz, nie zapomniał o niczym ,jak każdy, doświadczony kierownik wycieczki. Mogę wykonać tylko jedno zdjęcie. Wybór motywu właściwie nie ma znaczenia. Zdaję się na przypadek . Naświetlamy, Jest bardzo jasno ( 9,2 EV) trwa to tylko 14 minut. Mamy chwilkę spokoju. Próbuje przekonać Nikodem żeby narysował " COŚ" w swoim stylu. Jest zmęczony, widać, że nie ma ochoty. Używa jednak dość ciekawego wykrętu, Mówi,- ja rysuje z wyobraźni- .No tak, te uschłe drzewa wyglądają dokładnie tak jakby mogły wyglądać na jego rysunkach bez oglądania ich w naturze, więc może nie ma potrzeby ich “przerysować“. Może z fotografią jest tak samo i nie ma potrzeby “przefotografowywać“, żeby coś wyglądało na fotografii tak jak w rzeczywistości, czyli odbicie, odwzorowanie kopia albo "Pencil of Nature".
31 08 2013

Hainz& Niko Dziękuje za wyprawę.


B+B 08 09 2013

Home © by B+B